Grubaska na fitnessie
– Nie, po prostu: nie! Nie pójdę już w życiu na żadne aerobiki, zumby i inne takie – napisała do mnie Kasia. A wszystko przez… inne kobiety, które też na takie zajęcia chodzą.
Do stworzenia tego tekstu zainspirował mnie mail od Kasi i ostania sytuacja, która spotkała mnie na jodze. Podobnych sytuacji w moim długim życiu, często związanym z przeróżnymi zajęciami sportowymi, było więcej. I rzeczywiście: większość przykrości sprawiły mi kobiety.
Baba babie wilkiem
Najpierw mail od Kasi: Czytam Mamkowo od dawna i przede wszystkim śledzę Twój Pamiętnik (nie)Odchudzania. Jestem pod wrażeniem tego, że przy dzieciach i innych zajęciach znajdujesz czas na zajęcia fitness. Też mam dwójkę dzieci i też mam po nich pamiątkę w postaci dodatkowych kilogramów, wielu kilogramów. Pamiętam, że jak byłam w liceum, to bardzo lubiłam lekcje wf-u, kiedy mieliśmy aerobik. W domu też mi się zdarzało ćwiczyć przy telewizorze. Wiem jednakże, że w grupie raźniej i chociaż czasu mam mało, to kupiłam karnet na zumbę. Na zajęcia poszłam sama, bez żadnej koleżanki, tymczasem już w szatni okazało się, że większość uczestniczek przychodzi parami, trójkami, czwórkami. Znają się dobrze, tworzą kółeczka wzajemnej adoracji, jak w liceum. No i ich wiek też taki bardziej licealny aniżeli mój. Gdy weszłyśmy na salę z ogromnymi lustrami, szybko się przekonałam, że w całym towarzystwie jestem najgrubsza. No ale każdy kiedyś zaczynał, co? Prowadząca uśmiechnęła się do mnie i powiedziała, że wita „nową”. Byłam chyba więc jedyną świeżynką na zajęciach. Muzyka ruszyła i prowadząca również, a razem z nią reszta towarzystwa. Ja starałam się nadążać, ale nie do końca mi wychodziło. Tym bardziej, że układy były skomplikowane, a dziewczęta wyglądały, jakby ćwiczyły je od dawna. Nogi mi się plątały, a współćwiczące co jakiś czas spoglądały na mnie z litością. Nie dodawało mi to skrzydeł i ochoty do dalszego treningu. Wychodząc z sali usłyszałam coś w ten deseń: „A widziałaś tę grubą? Ja bym się wstydziła z takim sadłem między ludzi…”. Wróciłam do domu ze łzami w oczach. Mąż zapytał mnie, jak było, to mu odpowiedziałam, że w porządku i poszłam pod prysznic (do łazienki przy szatni nie wchodziłam, żeby nie epatować moim sadłem) i tam się rozpłakałam. Później wyrzuciłam mój karnet. Nie, po prostu: nie! Nie pójdę już w życiu na żadne aerobiki, zumby i inne takie. Mam teraz ochotę zaszyć się pod kołdrą i nie wstawać „między ludzi”.
A ja jestem „TAKIM CIĘŻAREM”
Prowadzę grupę wsparcia dla „grubasek” i tam również od dziewczyn usłyszałam, że nie chcą one uczestniczyć w zajęciach fitness. Przede wszystkim z powodu wstydu i kompleksów. A gdzie mają się tych kompleksów pozbyć? Udowodnione naukowo jest, że zajęcia w grupie motywują nas do wydajniejszych ćwiczeń. To nie to samo, co wyginanie ciała przed telewizorem.
Ja chodzę dość regularnie na jogę i mniej regularnie na Total Body Workout (na zdjęciu u góry jestem właśnie po tym morderczym treningu). Co usłyszałam ostatnio na jodze? Już Wam opowiadam, ale po kolei.
Na zajęciach poza standardowym składem była też „nowa”, jak zdążyłam się zorientować, drugi raz na jodze. Po całej serii asan doszliśmy do momentu, w którym prowadząca kazała nam się połączyć w pary. Miałyśmy się porozciągać, a wyglądało to tak, że jedna klęczała na macie i pochylała się do przodu, a druga miała się na niej położyć „plecy do pleców”. Ta „nowa” (skądinąd słusznych rozmiarów) była blisko mnie i gdy się parowałyśmy, padła propozycja, żebyśmy wykonały ćwiczenie razem. Ona jednak szybko zaprotestowała, mówiąc: „O nie, nie TAKI CIĘŻAR na moje plecy. Ja chcę ćwiczyć z koleżanką obok, bo to chucherko, a ja mam problemy z plecami, a tu TAKI CIĘŻAR”. Tak trochę zostałam uprzedmiotowiona. Niefajnie się poczułam. Wówczas podeszła do mnie inna uczestniczka, tez „chucherko” i zaproponowała, że zrobimy ćwiczenie razem. Nie bała się TAKIEGO CIĘŻARU, bo wiedziała, że w jodze ciężar ciała ma drugorzędne znaczenie. Najpierw ona kładła się na mnie, później ja na niej i jak stwierdziła: „Jest świetnie, mogłabym tak leżeć cały czas” (ponoć właśnie TAKIE CIĘŻARY lepiej dociskają przy rozciąganiu).
Na dowód tego, jak wygląda sprawa ciężaru ciała na jodze wklejam Wam fotkę z konferencji, na której ostatnio byłam – pod wykładach odbył się mimiwarsztat z acroyogi, podczas którego byłam „ochotnikiem”. Pan prowadzący podniósł mnie jakbym była piórkiem.
Na koniec mały apel do kobiet: Nie bądźcie takie. Wspierajcie te grubaski, a jeśli nie potraficie ich wesprzeć, to choć nie sprawiajcie im przykrości. Ich poczucie własnej wartości i tak jest malutkie (i często wartość poczucia własnej wartości jest odwrotnie proporcjonalna do ciężaru ciała).
Ze sportowym pozdrowieniem,
Karolina O-M
Przeczytałam i znów nie dowierzam! Grubas, ciężar?! Jak tak można sobie wzajemnie dokopywać? A wczoraj poruszyłam osoby temat na blogu.
Po to są właśnie takie ćwiczenia, by się motywować i wspierać, więc dziewczyny – głowa do góry i ćwiczcie dalej!!! Bo, jak widać, nie ilość kilogramów, ale potęga umysłu ma znaczenie!
No Adelko tak czasem niestety bywa. Kobiety dla siebie wzajemnie są okrutne w wielu dziedzinach życia. Niestety też jeśli chodzi o macierzyństwo…
Po raz kolejny mogę krzyknąć ” kocham Szkocję!!”. Jestem duuuza, chodzę na jogę, siłkę i trampoliny – nigdy nawet niemiłe spojrzenie na mnie nie padło. Jak szłam pierwszy raz tutaj w Szkocji to byłam cała obsrana że strachu po polskich doświadczeniach. Nawet osotatnio miałam spine z siostrą, gdy bardzo niefajnie skomentowała jedną dziewczynę- duża. Ehhh