Pamiętnik (nie)odchudzania 2018: Tydzień 12
Im bliżej świąt, tym więcej pokus… U Was też?
W sklepach te wszystkie czekoladowe jaja i zające. Szał zakupów. I planowania potraw. A jak się już tych bab i mazurków w przepisach naoglądam, to chce się jeść…
poniedziałek, 19 marca
Dzień zaczęłam wcześnie od pisania, następnie dostarczyłam dziecko do przedszkola i z drugim dzieckiem wróciłam do domu (na piechotę). Potem obiad, kilka spraw papierkowych, spotkanie w sprawie artykułu na Mamkowo i wreszcie o 20.00 joga. Tak kończyć dzień to marzenie.
wtorek, 20 marca
Dzieci mi się pochorowały. Ciągle któreś coś z przedszkola/klubu malucha przynosi. No i mam w domu domowe przedszkole. Czasem jest trudno, jak dziś, gdy córka zrobiła „scenę” w barze. Scena ciągnęła się do domu (jakiś kilometr na piechotę). Było kolorowo. W domu jakoś o wszystkim zapomniała. Po prostu ją zajęłam czymś.
środa, 21 marca
Oj dziś od rana jeżdżę, biegam, skaczę. Trochę się uspokoiło po południu.
czwartek, 22 marca
I znów domowe przedszkole. Aż chce się więcej jeść, gdy dzieci co chwilę czegoś chcą. Proszą o coś, a potem zostawiają trzy czwarte… Żal wyrzucać, nie?
piątek, 23 marca
Wyjazd do Wałbrzycha z rana. Niespodziewane spotkanie z koleżanką w ciąży, której zrobiło się w centrum miasta słabo, a akurat była z dzieckiem. Posiedziałyśmy na ławce, pogadałyśmy, podjechałyśmy na łono natury i tam chwilę spędziłyśmy. Odwiozłam ich do domu i wróciłam do mojej rodzinki, mocno za mną stęsknionej. Wieczorkiem porobiłam zdjęcia na ciekawych warsztatach i dość późno wróciłam do domu. Nie miałam czasu na łakomstwo. Tym bardziej, że w mieszkaniu czekał na mnie mały remoncik. Znaczy dziś tylko przyszykowaliśmy pod niego grunt.
sobota, 24 marca
Zamiast wskakiwać na drabinę, skoczyłam na poranną jogę, dzięki czemu miałam więcej energii do wygibasów z farbą i pędzlem. I tak do późnego popołudnia… Teraz musi się wywietrzyć, nie? Więc z Mężusiem poszliśmy do znajomych (dzieci u Babci). I działo się. Miliard pustych kalorii. Albo i dwa miliardy.
niedziela, 25 marca
Obudziłam się punkt szósta (czyli jakby wczoraj o piątej, bo znów nam czas zmienili) i… zabrałam się do roboty. A roboty miałam masę! I w nagrodę… Obiad u Mamusi. Żyć, nie umierać. Kalorii nie liczyłam. Zamknęłam się w jakimś milionie.
KOM
***
Zobacz pozostałe Pamiętniki (nie)odchudzania 2018:
* Tydzień 1
* Tydzień 2
* Tydzień 3
* Tydzień 4
* Tydzień 5
* Tydzień 6
* Tydzień 7
* Tydzień 8
* Tydzień 9
* Tydzień 10
* Tydzień 11
* Tydzień 12
* Tydzień 13
* Tydzień 14
* Tydzień 15
* Tydzień 16
* Tydzień 17
oj tak pokus co niemiara
wczoraj zjadłam takiego zająca, za 1,5 zł…