Moje pierwsze samobójstwo
Miałam dobrą pracę, związek (wydawało mi się, że też dobry), znajomych i przyjaciół. „Czego ci jeszcze potrzeba?” – pytali, gdy mówiłam, że nic nie jest dobrze, że wszystko jest źle, że mi jest źle.
Depresja przyszła po cichu. Zabierał mi powoli chęć życia. Czułam się coraz gorzej, poszłam więc do lekarza, a ten zbadał mi tarczycę i odesłał z dobrymi wynikami.
Pracowałam ponad siły, po kilkanaście godzin dziennie. Mój partner tymczasem „szukał pracy” (przez rok był na 2 rozmowach kwalifikacyjnych). Pracowałam jako dziennikarz w gazecie regionalnej. Słowa z głowy przestały mi się wylewać na klawiaturę, wena odeszła, napisanie każdego tekstu stawało się koszmarem.
Miałam praktykanta w redakcji. Postanowił on zrobić wywiad z psychiatrą o samobójstwach. I to słowo, „samobójstwo”, odmieniał przez wszystkie przypadki.
Partner zrobił mi awanturę o to, że nie przyjechałam na ważną uroczystość w jego rodzinie. Nie byłam w stanie. Ale on tego nie rozumiał. Postanowiłam skończyć to. Skończyć wszystko.
Wyszłam z redakcji i wsiadłam do auta. Pojechałam do domu, bo wiedziałam, że jego tam akurat nie ma. Wyciągnęłam z kuchennej szuflady nóż i tak uzbrojona wsiadłam do samochodu. Kierunek? Las. Tam, gdzie mnie nikt nie znajdzie.
Kilkanaście kilometrów później wysiadłam z auta i z nożem poszłam w głąb lasu. Znalazłam kupę gałęzi, na których się położyłam. Przystawiłam nóż do nadgarstka, przeciągnęłam go…
Nóż był tępy. Nie zrobił tego, co chciałam. Znalazłam nawet kamyk i o niego próbowałam naostrzyć moje narzędzie zbrodni. Nie bardzo mi to szło. Postanowiłam sprawdzić ostrość na nadgarstku. Przecięłam skórę tylko powierzchownie. Próbowałam mocniej, ale moje ciało stawiało opór. Położyłam się znów na tych gałęziach.
Nie pamiętam, o czym myślałam. Czy pojawiło się w mojej głowie jakieś światełko, jak w tunelu? Czy po prostu zrezygnowałam z powodu noża? Nie wiem.
Wróciłam do samochodu i pojechałam do domu. Tu na mnie czekali już zaniepokojeni rodzice. Zabrali mnie na pogotowie, dostałam coś na uspokojenie, chociaż byłam spokojna. Jakby nie obchodziło mnie nic. Bo nie obchodziło mnie nic. Pani depresja tuliła mnie w swoich ramionach.
***
Jest Ci źle, a nikt tego nie rozumie? Napisz do mnie: karolina@mamkowo.pl