Dobra szkoła? Zacznij myśleć… zanim dziecko pójdzie do przedszkola!
W wielu miastach rekrutacja do topowych podstawówek kończy się, zanim Twoje dziecko nauczy się wiązać buty. Najlepsze szkoły podstawowe stawiają na swoich – przyjmują głównie maluchy z „własnych” żłobków i przedszkoli. Jeśli chcesz mieć wybór, musisz planować edukację wcześniej, niż się spodziewasz!
Wybór odpowiedniej szkoły to dziś nie tylko kwestia edukacyjna, ale wręcz strategiczna decyzja rodzicielska. Jak pokazują rozmowy z rodzicami, dyrektorami placówek i ekspertami edukacyjnymi – to złożony proces, w którym emocje i ambicje ścierają się z realiami.
– Mam trzech synów, każdy chodził albo chodzi do prywatnego przedszkola – mówi Kamil, rodzic z Warszawy. – Wybieraliśmy je nie tylko ze względu na poziom, ale też z nadzieją, że to „przepustka” do dobrej podstawówki. W praktyce oznaczało to podejmowanie decyzji o edukacyjnej przyszłości dziecka w momencie, kiedy było jeszcze na etapie pieluch i zabawy klockami. Choć to może się wydawać przesadą, tak wygląda rzeczywistość.
To nie jest odosobniony przypadek. Najlepsze szkoły podstawowe – przede wszystkim niepubliczne – coraz częściej funkcjonują w modelu „zamkniętego obiegu”: dzieci trafiają do nich z powiązanych przedszkoli. Dla rodziców oznacza to konieczność podejmowania decyzji o ścieżce edukacyjnej dziecka, gdy to ledwie wypowiedziało pierwsze słowa.
Eksperci zwracają uwagę na kilka równoległych zjawisk. Z jednej strony – różnice w jakości szkół rejonowych, które wpływają na decyzje rodziców. Z drugiej – rosnące oczekiwania, by zapewnić dzieciom jak najlepszy start edukacyjny. Coraz większą uwagę zwraca się też na znaczenie kompetencji miękkich i językowych, które – zdaniem wielu nauczycieli – trudno rozwijać w przeładowanych klasach w oparciu o podstawę programową MEN, która zakłada jedynie 2 lekcje w tygodniu pierwszego języka obcego przez 8 lat, natomiast drugi język obcy wprowadza dopiero w klasie 7. Rejonizacja szkół to również wiele środowisk spotykających się w jednym miejscu. Masowość, często zmianowość, anonimowość dziecka – szczególnie w dużych miastach.
– Rodzice są dziś dużo bardziej świadomi niż 10 czy 15 lat temu. Interesują się nie tylko programem, ale też metodami nauczania, możliwością nauki kilku języków, dostępem do zajęć artystycznych, rozwijaniem kompetencji społecznych – mówi Katarzyna Goryluk-Gierszewska z sieci placówek dwujęzycznych Academy International. – Rodzicom zależy nie tylko na edukacji na dobrym poziomie ale również wrażliwym na potrzeby dziecka środowisku, który będzie dbało o jego holistyczny rozwój. To wszystko wymaga więcej niż tylko dobrej lokalizacji.
W dużych miastach, takich jak Warszawa, Kraków, Wrocław czy Gdańsk, miejsc w cenionych placówkach brakuje. W większości szkół społecznych i prywatnych listy są zamykane zanim rozpocznie się rekrutacja dzieci do szkół państwowych, a rekrutacje do przedszkoli często są równoznaczne z rekrutacją do podstawówki.
– W naszym przypadku ponad 90% dzieci kontynuuje naukę z przedszkola w szkole podstawowej – mówi Katarzyna Goryluk-Gierszewska z Academy International. – Rodzice podejmują decyzje kompleksowo – szukają miejsca, w którym dziecko zostanie przez wiele lat, otrzyma edukację na wysokim poziomie i będzie bardzo dobrze zaopiekowane w wielu obszarach. Wiedzą, że dzięki temu proces edukacji będzie bardziej spójny, a dziecko uniknie stresu związanego ze zmianą środowiska.
Najczęściej ci, którzy mają czas, wiedzę i zasoby. Dzieci rodziców zorientowanych w meandrach rekrutacji i gotowych zapisać malucha do przedszkola, gdy jeszcze raczkuje. Ci, którzy mogą pozwolić sobie na edukację prywatną – lub przynajmniej elastyczność, by pojechać dalej, dowieźć dziecko, zapłacić za zajęcia dodatkowe.
To pokazuje, jak duże znaczenie mają decyzje podejmowane już na bardzo wczesnym etapie. W praktyce wiele zależy od tego, kiedy rodzice zaczną planować edukacyjną ścieżkę swojego dziecka – i czy w ogóle wiedzą, że warto to robić już na etapie żłobka lub przedszkola.
– Świadomość znaczenia wczesnych decyzji edukacyjnych rośnie, ale nadal nie jest powszechna. Bardzo wielu rodziców zgłasza się do nas dawno po tym jak listy mamy już zamknięte. Dlatego tak ważne jest szerzenie wiedzy dotyczącej procesów rekrutacji do szkół i wspieranie rodziców w tym, by mogli dokonywać świadomych wyborów – zaznacza Katarzyna Goryluk-Gierszewska.
Ministerstwo Edukacji od lat zapowiada reformy mające na celu wyrównywanie szans edukacyjnych. W kierunkach polityki oświatowej regularnie pojawiają się hasła takie jak indywidualizacja nauczania, rozwijanie kompetencji kluczowych czy wspieranie edukacji włączającej. W praktyce rzeczywistość często mija się z deklaracjami.
Dzieci uczą się w klasach liczących 25-30 uczniów, a nauczyciele przeładowani są biurokracją i sprawozdawczością. W takich warunkach trudno o indywidualne podejście, a – jak wynika z badań m.in. ZNP i Centrum Edukacji Obywatelskiej – coraz więcej czasu pochłaniają im zadania administracyjne, a nie realna praca z uczniem.
Bez zmniejszenia liczebności klas, większego wsparcia psychologicznego i elastyczniejszych programów nauczania trudno będzie mówić o systemie edukacyjnym rzeczywiście skoncentrowanym na potrzebach dziecka.
Efektem ubocznym tego systemu jest coraz większe napięcie – zarówno emocjonalne, jak i społeczne. Dzieci są obserwowane, oceniane i porównywane już na etapie przedszkola, a rodzice funkcjonują w przekonaniu, że każda decyzja – wybór placówki, zajęć dodatkowych, modelu edukacji – może zaważyć na dalszej ścieżce rozwoju ich dziecka.
Z jednej strony chcą dać dzieciom przestrzeń na swobodną zabawę i naturalny rozwój, z drugiej – czują presję, by nie przegapić „kluczowego momentu”. To codzienny balans między chęcią ochrony dzieciństwa a lękiem, że brak szybkiej reakcji zamknie im drzwi do najlepszych szkół.
By przerwać ten błędny krąg, potrzebne są systemowe zmiany. Mniejsze klasy, nowoczesne programy nauczania, elastyczność w podejściu do rekrutacji i rozwój edukacji publicznej. Ale też – większa otwartość na różnorodne modele edukacyjne: od szkół dwujęzycznych, przez alternatywne metody nauczania, aż po programy skoncentrowane na indywidualnym potencjale uczniów.
Dopóki to szkoły wybierają dzieci, a nie dzieci szkoły, wcześniejsze decyzje rodziców będą kluczowe. Presja związana z rekrutacją nie zniknie, a lista „najlepszych szkół” zamknie się szybciej, niż dzieci zdążą nauczyć się liczyć do dziesięciu.