Cukierki się czają w sali zabaw…

Puściłam dziś córę pierwszy raz samą do sali zabaw w galerii (w sumie trudno to nazwać salą, skoro nie ma ścian, ale niech im tam będzie). I wszystko byłoby dobrze, gdyby pani opiekunka nie nakarmiła mojego dziecka cukierkiem.

Nie daję córce cukierków. Ma dopiero dwa i pół roku, a według mnie pierwsze trzy lata życia dziecka to najważniejszy czas dla kształtowania nawyków żywieniowych. Nie chcę, żeby mała w przyszłości wyglądała tak, jak ja (czyli ze sporą nadwagą). Chcę, żeby odżywiała się zdrowo.

To nie tak, że moje dziecko zupełnie nie je słodyczy. Jada to, co przygotuję w domu (a staram się nie używać cukru i białej mąki). Jada ciastka owsiane. Jada czasem lody. Na drugie urodziny zjadła kawałek tortu (a na pierwsze nie dostała nawet gryza… – nie zaproponowaliśmy, to się nie upomniała).

Staram się jednak, aby córka nie jadła przemysłowych wypieków, cukierków, nie piła soczków i kolorowych napojów. Opiekunce sali zabaw zostawiliśmy wodę, bo to moja córka zwykła pić. Podpisałam oczywiście oświadczenie zostawiając ją tam, a w nim była rubryka dotycząca jedzenia i picia. Podpisałam, myśląc o tym, że zgadzam się na podanie jej tej wody.

Poszliśmy z mężem i synkiem na zakupy. Po wyjściu ze sklepu rtv postanowiłam zajrzeć do małej. Podchodzę, a tu akurat ona wsadza coś do buzi. Otworzyłam usta, żeby zareagować i moją minę zobaczyła pani opiekunka. „Dałam jej cukierka” – powiedziała i widząc wyraz mojej twarzy zapytała: „A co, nie można?”. „Nie można” – odpowiedziałam. Na to opiekunka przyklęknęła przy mojej córce i kazała jej wypluć słodycz. Mała to zrobiła. Ale po chwili pobiegła za panią i poprosiła: „Jeszcze!”.

No tak, moje dziecko wychowane do tej pory bezcukierkowo (gdy ja jadłam cukierki, mówiłam jej stanowczo, że to tylko dla dorosłych i jakoś to działało), zakosztowało zakazanego owocu. Już nie chciała wrócić do zabawy. Obiecałam jej więc, że w domu dostanie ciasto (upieczone przeze mnie własnoręcznie, bez cukru) i zabrałam ją z galerii.

Może jestem przewrażliwiona, ale nie chcę, żeby obcy ludzie częstowali czymkolwiek moje dziecko bez mojej wiedzy. W oświadczeniu sali zabaw była rubryka: „Choroby, alergie”. Następnym razem wpiszę „Uczulona na cukier”. Na wszelki wypadek.

Gdy rozmawiałam po wszystkim z koleżanką, ta zwróciła mi jeszcze uwagę na coś innego: a gdyby takie dziecko poczęstowane przez opiekunkę cukierkiem się zakrztusiło? Jedna jedyna pani opiekunka nie zdąży zareagować, jeśli maluch z cukierkiem w buzi zakrztusi się np. zjeżdżając ze zjeżdżalni. Co to w ogóle za pomysł, żeby dawać dzieciom cukierki w takim miejscu?

Tekst: KOM, foto: Judyta Odachowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *