Nie taka „Polityka” zła, jak ją malują

Media krytycznie wypowiadają się o najnowszej produkcji Patryka Vegi. Mimo to poszłam do kina. Nie uśmiałam się do łez, film mnie zasmucił, ale nie uważam pieniędzy na bilet za kasę wyrzuconą w błoto.

Zaśmiałam się kilka razy. Pierwszy raz, gdy na ekranie przed filmem pokazała się plansza z napisem: „Tu miała być reklama, ale się wystraszyli”. Śmiałabym się więcej razy, ale obejrzałam zwiastun, a w nim pojawiły się co śmieszniejsze sceny… Jeszcze raz zaśmiałam się, kiedy minister wzorowany na Antonim Macierewiczu tańczył ze swoim asystentem po kokainie.

Film jest podzielony na tytułowane epizody. Pierwszy – „Pani premier” – opowiada o kobiecie ze wsi, która została szefem rady ministrów, a w drodze do domu kolumną rządową miała wypadek (kogoś Wam to przypomina?). Muszę przyznać, że początkowo nie poznałam, że to Ewa Kasprzyk wciela się w tę rolę! Świetnie zagrała ona Jadwigę, która miała zostać twarzą „dobrej zmiany” i którą zmiana ta kopnęła w pośladki. Urzekł mnie też zatroskany mąż pani premier – Tadeusz, którego zagrał Tadeusz Chudecki. Epizod o Jadwidze to też opowieść o miłości na odległość, o dwójce prostych ludzi, którzy kochają się i wspólnie obierają ziemniaki na obiad.

Film jest w ogóle świetny aktorsko. Nie poznałam również Marcina Bosaka, który wcielił się w kolejnego premiera (jego pierwowzór rządzi po dziś dzień). Ta postać, choć drugoplanowa, nadaje smaczek „Polityce”.

Osobne epizody zostały poświęcone pupilowi (brawurowa rola Antoniego Królikowskiego) ministra obrony narodowej (świetny Janusz Chabior), posłowi, który ma romans z partyjną aktywistką i ojcu dyrektorowi z Torunia (bardzo dobry Zbigniew Zamachowski, który jednak z postaci mógłby wykrzesać dużo więcej). Na koniec zobaczyliśmy jeszcze wątek Stefana (Daniel Olbrychski), który uległ wcześniej wspomnianemu wypadkowi z kolumną rządową i został posłem opozycji. Film kończy się na siłę patetycznie, co mnie nieco zraziło.

Przez cały czas pierwsze skrzypce w „Polityce” (tej tytułowej i tej na co dzień ukazującej się z ekranów naszych telewizorów) gra prezes. Samotny człowiek, mózg partii rządzącej, uczłowieczony przez Andrzeja Grabowskiego (którego nie widziałabym absolutnie w tej roli, a jednak – Patryk Vega ma jakiś czwarty zmysł do wybierania obsady i obsadził go mistrzowsko, teraz nie wyobrażam sobie nikogo innego wcielającego się w prezesa). Szkoda, że tak szybko skończył się wątek rehabilitanta Bartka (Maciej Stuhr), który wdał się w dwuznaczną relację z prezesem. Mogłoby dojść do czegoś mocno pikantnego, jednak różnica poglądów zwyciężyła i nie zobaczyliśmy skandalu na wielkim ekranie.

Czemu obraz Patryka Vegi mnie zasmucił? Przypomniał mi o brudach otaczającej nas rzeczywistości. Byłaby ona śmieszna, ale musiałby być to śmiech przez łzy. Smutne to, że wszystko wygląda, jak wygląda. Vega to podsumował, nie odkrył niczego nowego, nie ukazał nic wstrząsającego. Ale dał mi powód do refleksji.

Karolina Marcińczyk
Fot. Vega Investments

One thought on “Nie taka „Polityka” zła, jak ją malują

  • 15 września 2019 o 15:07
    Permalink

    A ja się uśmiałam 😀 😀 😀 😀 😀 😀 😀 tylko koniec smutny

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *