Pamiętnik czterdziestoparolatki: Urodziny nr 43
Dokładnie o godz. 5.20 rano czterdzieści trzy lata temu przyszłam na świat.
„Cóż za ponury absurd… Żeby o życiu decydować za młodu, kiedy jest się kretynem?” – ten cytat z „Dnia świra” wpadł mi dziś w oko. Idealnie opisuje on to, co dziś czuję. Gdy byłam młoda, podejmowałam fatalne decyzje. Choć kilka z nich było trafionymi, to inne ciągną się za mną.
Mówi się, że nikt już nie pracuje w zawodzie, w jakim się wyuczył. U mnie to nieprawda. Uczyłam się na studiach bycia dziennikarzem i dziennikarzem jestem. Jak długo? Na pewno jeszcze przez miesiąc… Ale nie będę zdradzać, co to się u mnie za miesiąc wydarzy.
Jestem teraz starsza, mądrzejsza. Choć czasem czuję się głupiutka. To niedobrze. Nie pozwólmy nikomu, aby robił to z nami. Aby sprawiał, że czujemy się głupcami. Ja pozwalałam na to. I odchorowałam.
No właśnie, mam sporo problemów zdrowotnych. Część na szczęście się odwróciła, gdy zniknął stres. Nie pozwólmy nikomu, żeby wzbudzał w nas stres. Stres niszczy, pożera, zabija.
Przyjaźni mi zostało niewiele. Za to są one wyszlifowane, takie: na dobre i na złe. I to najcenniejsze.
Mam dwójkę wspaniałych dzieci. Wierzę, że dobrze je wychowuję, choć czasem w to wątpię. Chyba każda z nas czasem wątpi, nie?
Zbliża się starość. Gdy kończyłam 35 lat, napisałam, że chyba jestem na półmetku życia. Teraz wierzę, że jeszcze na tym półmetku nie jestem. Że starość, choć nadchodzi, nie będzie stetryczała, nie będzie męcząca. Oby zdrowie jako takie było.
Na szczęście starość przychodzi dopiero wówczas, gdy mamy więcej wspomnień niż marzeń. Pobędę więc jeszcze trochę młoda. I tego też Wam życzę.
Karolina
PS. A na zdjęciu ja w wieku jakiś jedenastu-dwunastu lat.