Kryzys twórczy
Kiedyś nawet nie pomyślałabym, że mnie to ustrojstwo dopadnie. A jednak. Ponoć zdarza się każdemu.
Jestem typem prymusa. Zwykle do domu w czerwcu przynosiłam świadectwo z czerwonym paskiem. Pisałam zawsze najlepsze wypracowania. Moja praca maturalna z języka polskiego, z tego co pamiętam, liczyła sobie 14 stron, a nie mam rozwlekłego pisma! Z historii napisałam minimalnie mniej. Wciąż nie mogę uwierzyć, że tyle treści wypłynęło ze mnie podczas pięciogodzinnego egzaminu (tak, maturę zdawałam starym systemem, od tego czasu zmienił się on kilkukrotnie). Z pisemnych matur dostałam dwie szóstki! Piątka z angielskiego tylko pogorszyła moją średnią. Nie mogłam się z tym wtedy pogodzić…
Po szkole, jeszcze na studiach (polonistyka z dziennikarstwem), rozpoczęłam pracę w redakcji regionalnej gazety. Na początek umowa o dzieło, później dostałam tam etat. Codziennie pisałam po kilka, a nawet kilkanaście artykułów (od krótkich notek do długaśnych reportaży). Pracowałam szybko, wiele godzin dziennie spędzałam przy komputerze. I tak mi zostało. W swoim życiu napisałam setki (może tysiące) tekstów na zlecenie, często wielostronicowych. Pracowałam jako dziennikarz w różnych redakcjach. Moim chlebem powszednim było przelewanie na wordowskie pliki kilku różnorodnych tematów dziennie.
Zostałam mamą. Nie pożegnałam się z pisaniem, tylko rozpoczęłam pracę w tygodniku lokalnym. Choć pracowałam na pół gwizdka, bo w końcu byłam na macierzyńskim, to i tak byłam najbardziej płodnym autorem w redakcji. Przez moje kłopoty ze zdrowiem praca ta zakończyła się. A ja postanowiłam zacząć pisać tylko dla siebie. Choć już wcześniej prowadziłam kilka blogów, to tym razem postanowiłam zrobić to zawodowo.
I tak powstało Mamkowo.
Ci, którzy śledzą stronę, wiedzą, że pojawiają się na niej przestoje. Związane najczęściej z pogorszeniem mojego zdrowia. Ale ostatnio na zdrowie nie mam co narzekać, a jednak nie tworzę. Dopadł mnie kryzys. I nie chce skurczybyk puścić.
Dlatego zrobiłam research w internecie i poszukałam metod na poradzenie sobie z tym. Opiszę je tu pokrótce, a potem postaram się wcielić je w życie. Jesteście ze mną?
Jak przezwyciężyć kryzys twórczy?
Pierwsza rada, to zrobić się off-line. Rzeczywiście, gdy jestem „on”, to co chwilę czegoś szukam lub bezmyślnie scrolluję Facebooka. To strasznie uzależniające. A jeszcze, jak odezwie się jakiś znajmy na Messengerze, to już całkiem przepadłam… Kiedyś miałam system: wstawałam o 4 rano i pisałam. Mogłam być wtedy on-line, bo i tak o tej porze nikt nic nie wrzucał na tablicę. Teraz jednak średnio sobie wyobrażam wstawanie o tej porze i siedzenie przed komputerem. Mam obawy, że zaraz dosiadłaby się do mnie córka 🙂
Druga rada, to zrobienie sobie przerwy. To taka dobra rada na chwilowe kryzysy twórcze. Warto podczas takiej pauzy w tworzeniu wyjść na spacer czy pobiegać, ale równie dobrze, można udać się do kuchni. Kiedy byłam freelancerem, to moje zlecenia powstawały pomiędzy gotowaniem obiadu i zmywaniem garów. Nawet część mojej kariery dziennikarskiej tak prowadziłam pracując z domu.
Trzecia rada, to ograniczenie sobie czasu. Rzeczywiście, pod wpływem stresu możemy działać szybciej i sprawniej. Ja jestem na przykład mistrzynią robienia wszystkiego na ostatnią chwilę… To jednak rada – podobnie jak poprzednia – na krótkotrwałe kryzysy.
Czwarta rada, to zabranie się do roboty. Nawet z pustką w głowie. Nawet pisanie bez werwy sprawi, że jakieś tam trybiki w mózgu się obudzą i być może naszą kreatywność pobudzą…
Piąta rada, to rozmawianie. Rozmawianie z osobami o podobnych zainteresowaniach. Z osobami z branży. A także – paradoksalnie – z osobami, z którymi pozornie nie mamy nic wspólnego. Inna osoba potrafi często nas zainspirować.
Szósta rada, to czytanie. Książek, gazet, blogów. Im lepsza literatura, tym lepiej, ale czasem i w słabej znajdzie się coś, co sprawi, że sami nabędziemy ochoty do twórczej pracy.
Starczy? Starczy! W końcu mam kryzys.
KOM
PS. O czym chcielibyście poczytać? Zainspirujcie mnie, proszę!
W sumie spisałaś najważniejsze rzeczy w tym temacie 🙂 Ostatnio łapie mnie ciągle kryzys w pisaniu. Wczoraj pół dnia próbowałam napisać post na bloga. Nie szło mi w ogóle. W końcu dałam sobie spokój i oglądałam serial z kieliszkiem wina. A dzisiaj nagle zaczęłam pisać, mimo że nie miałam w ogóle tego robić. Czasem wystarczy poczekać chwilę na inspirację, aż sama cię złapie
Tak, zazwyczaj tak u mnie bywało. Ale ostatnio mam kryzys trwający już dużo za długo… Może trzeba to po prostu przeczekać 🙂