Pamiętnik odchudzania 2017: Tydzień 5
Na wadze wciąż w dół. Cieszę się niezmiernie. W sumie od początku roku zeszło 5,6 kg. Jak na pierwszy miesiąc odchudzania to całkiem nieźle.
Muszę przyznać, że sobie troszkę pofolgowałam. Aby zająć czymś ręce przekąszam słonecznik solony z przyprawami. I tu się kłania czytanie etykiet. Mąż kupił mi słonecznik, w którego składzie jest… cukier! A do tego masa E… Wczoraj poprosiłam go o inny i rzeczywiście wrócił ze sklepu ze słonecznikiem bez wzmacniaczy smaku czy konserwantów i bez cukru. Super!
Zaraz, zaraz: słonecznik? Przecież to masa tłuszczu – powiesz. I masz rację. Ale po pierwsze: to są dobre tłuszcze. I po drugie: nie tyjemy od tłuszczu. A od czego? Od węglowodanów! Te zaś mocno ograniczyłam w mojej diecie.
Fakt, że nie czuję, żebym się najadała do syta. Jednak chleb czy ziemniaki są mocno zapychające, a pozbawiając się takiej węglowodanowej bomby pozbawiam się też uczucia sytości (czy też napełnienia). Trzeba się do tego przyzwyczaić.
W tygodniu czwartym cztery razy biegałam. Jestem z siebie dumna. Robię trasę 4,5 km, daje mi to przyjemne uczucie zmęczenia. Ostatnim razem tylko dwa razy w pierwszej połowie biegu zmieniałam go na marsz. Z każdym razem właściwie robiłam niewielkie postępy. Kto wie, może wystartuję w Biegu Kobiet w maju….
KOM