Wielki Tydzień 2018 – Piątek
Padam na twarz. Pewnie gdybym klasycznej „pani domu” opowiedziała, co dziś robiłam, to ona zaśmiałaby mi się w twarz, bo więcej robi przy „zwykłej” sobocie, ale ja nienawykłam do ciężkiej fizycznej pracy 😉
A oprócz standardowego ogarniania mieszkania nosiłam dziś piekarnik po mieście (a konkretnie przez pół ulicy, bo zaparkowałam przy tylnym wejściu do instytucji, z której ten piekarnik odbierałam, a jak się okazało osoby dzierżące klucze do tych drzwi zrobiły już sobie wielkopiątkowe wolne) oraz półki, słoiki i talerze z piwnicy. Ukręciłam majonez i utarłam chrzan (dobra, ściemniam, Thermomix to zrobił, ja tylko popełniłam kardynalny błąd: zajrzałam do naczynia ze startym chrzanem, żeby ocenić poziom starcia – skończyło się na łzach). Umalowałam z dziećmi pisanki (znów ściemniam, Synek zaczął ochoczo malować, po czym uznał, że szkoda mu tego jajka i je rozbił, a następnie obrał ze skorupki i zjadł)…
A Córcia chętnie brała udział w farbowaniu jajek (to jak naukowy eksperyment!), ale już zdobić nie miała ochoty… Może dokończymy rano.
Upiekłam babkę i drożdżowego baranka.
Byłam też na mini szkoleniu. Umyłam kilka razy podłogi (a i tak wszędzie brokat…), powalczyłam z praniem (i poległam). Trochę też popisałam i pobawiłam się w informatyka. I grafika komputerowego również. I teraz plecy mnie bolą i chcę do łóżka…
Ufff…
Gdyby nie to, że Mężuś przed swoją drugą zmianą nasmażył placków ziemniaczanych, chyba ja i dzieci nie mielibyśmy dziś co jeść 😉 A niby tyle w kuchni siedziałam.
Karolina O-M
PS. A oto skrócona lista, czego dziś nie zrobiłam, a planowałam:
* nie upiekłam chlebków do żurku,
* nie przyniosłam bukszpanu do domu i nie porobiłam świątecznych bukietów,
* nie ozdobiłam styropianowych jajek metodą decupage (serio tak sobie myślałam, że w „wolnej chwili” dziś się tym zajmę, ja to powinnam powieści science-fiction pisać),
* nie upiekłam kruchych ciasteczek.