Co na obiad? Problem z głowy!

Też się codziennie zastanawiacie, co też na obiad przyrządzicie? Ja do niedawna miałam ten problem. Już go nie mam! Co więcej – już niewiele mi brakuje do ustalania menu na cały tydzień z góry i planowania zakupów. Do tej perfekcji dojdę niebawem.

Jakaś taka niezorganizowana jestem. Zakupy robię z doskoku, obiady gotuję pod wpływem chwili. Codziennie mąż rozbrajał mnie pytaniem: co jutro na obiad? A skąd ja mogłam wiedzieć, co na obiad? Pójdę jutro do sklepu, to coś kupię i to ugotuję…

 

Zazdrościłam koleżankom, które potrafią zaplanować menu na cały tydzień z góry, zrobić w sobotę tygodniowe zakupy i dzięki temu oszczędzać czas i pieniądze (bo nie oszukujmy się – gdy tak codziennie chodzisz między półkami w poszukiwaniu natchnienia na obiad, to kupujesz przy okazji masę niepotrzebnych rzeczy).

 

Wreszcie zrobiłam coś, co pomogło mi pozbyć się tego codziennego dylematu. Siadłam po prostu jednego dnia i na kolorowych kartkach wypisałam wszystkie potrawy, które mi przyszły do głowy. I tak na niebieskich karteczkach: zupy, na czerwonych: główny składnik drugiego dania (lub całe danie, jeśli to coś z gatunku dań jednogarnkowych), na zielonych: sałatki/surówki, a na żółtych dodatki typu ziemniaki/ryż/kasza. Gdy zabrakło mi pomysłów, na dodatkowych karteczkach zapisałam: „Nowe danie”, „Nowa zupa”, „Nowa surówka” – i tu dałam sobie okazję do tego, że od czasu do czasu do naszego domowego menu dodam jakąś potrawę znalezioną w książce kucharskiej czy w sieci.

 

 

Pod nazwą potrawy dopisałam jej główne składniki, które trzeba kupić, aby ją stworzyć. Karteczki poskładałam, aby nie było widać, co jest na nich zapisane i wrzuciłam do pojemnika. I już! Moja własna maszyna losująca!

 

W roli sierotki losującej wystąpił mój mąż. Gdy po raz kolejny zadał mi nieśmiertelne pytanie: „Co na obiad?”, skierowałam go do pojemnika i kazałam losować. Nie był szczęśliwy, bo wylosował makaron ze szpinakiem 😉 I już myślałam, że będzie protestował, a on tylko zapytał się o swoje ulubione potrawy, czy też są na karteczkach, a gdy usłyszał, że tak… poszedł do sklepu do szpinak!

 

Od tego czasu mąż losuje regularnie. Ponieważ ma wypisane składniki, to od razu wie, co ma kupić (jeśli ja nie robię akurat zakupów) i już nie zamęcza mnie pytaniami. A ja nie muszę główkować.

 

Teraz przymierzam się do tego, żeby zrobić losowanie na przykład w sobotę na cały tydzień, rozpisać menu, zrobić zakupy (albo jeszcze lepiej – jak podpatrzyłam od znajomej: zamówić z dostawą do domu na poniedziałek rano). To jeszcze przed nami. Ale już udało mi się zrobić menu na cały weekend i trzymać się wytycznych z karteczek.

 

Zastanawiam się także nad zrobieniem karteczek śniadaniowych i kolacyjnych. Czemu nie? Czasem fiksuję się na tym, że codziennie robię na śniadanie to samo… A moje karteczki to koniec z nudą i monotonią w kuchni!

 

Polecam!

 

Karolina O-M

 

 

3 komentarze do “Co na obiad? Problem z głowy!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *