Muzyka od małego – po co i jak umuzykalniać dzieci

Wiecie, że w momencie narodzin mamy najwyższy poziom zdolności muzycznych? To smutne, ale wielu z nas nigdy nie rozwinęło swojego talentu muzycznego i to samo może czekać nasze dzieci, jeśli nie pokierujemy ich odpowiednio. Na szczęście już z niemowlakami można brać udział w zajęciach umuzykalniających, a zaznajamiać maluszka z muzyką warto już  podczas ciąży.

 

Katarzyna Szymko-Kawalec stworzyła szkołę niezwykłą. Uczy malutkie dzieci muzyki. Tak małe, że niektórzy zastanawiają się, czy to w ogóle na tym etapie ma sens. Do jej świdnickiej szkoły o nazwie Muzaza przychodzą rodzice z maluchami. Nic we wczesnej edukacji muzycznej bowiem bez rodzica czy opiekuna się nie zadzieje.

 

Zajęcia dla maluszków w Muzazie wyglądają tak: dzieci z opiekunami siadają na dywanie, prowadzący zaczyna śpiewać piosenkę powitalną, a rodzice się włączają. Włączają się też maluchy – kiwając się w rytm, odzywając się śpiewająco, starsze dzieci znają słowa piosenki. I tu właściwie rola słów się kończy. Kolejne utwory wyśpiewywane przez prowadzącą to piosenki bez tekstu oraz rytmiczanki. Co jakiś czas na dywanie pojawiają się kolorowe chusty, barwne wstążki, piłeczki, klocki, pacynki. Czasem nawet prowadząca puszcza bańki mydlane. A wszystko w towarzystwie muzyki, w którą „zanurzane” są dzieci. To niesamowite, ale kilkumiesięczne niemowlęta śpiewająco „odpowiadają” na muzyczne zapytania prowadzącej.

 

 

Wciąż mnie to zadziwia, choć tyle lat prowadzę już zajęcia, że kilkumiesięczne niemowlaki potrafią odzywać się do mnie w skali, w której śpiewam, choć większość z nas, dorosłych tego nie potrafi – mówi Katarzyna Szymko-Kawalec.

 

Piosenki podczas zajęć wykonywane są bowiem w bardzo różnych skalach i tonacjach. Dla niewprawnego ucha – zwłaszcza dorosłego, które nie otrzymało odpowiedniej edukacji muzycznej, trudne są one do nazwania. Słyszymy, że teraz prowadząca śpiewa coś innego niż przed chwilą, ale raczej nie potrafimy określić w jakiej jest to skali i tonacji. – Dzieciom jest to o wiele łatwiej rozpoznawać. I choć z pozoru może się więc wydawać, że na tych zajęciach nic wielkiego oprócz zabawy się nie dzieje, maluchom pod przykrywką tej zabawy prezentowany jest bardzo złożony i różnorodny materiał muzyczny. A wszystko po to, by pokazać dzieciom, co czym nie jest, bo tak uczy się nasz mózg – mówi pani Kasia.

 

Nauka muzyki…

 

No właśnie, nazywamy zajęcia nauką, choć to przecież czysta zabawa. Dzieci bowiem uczą się poprzez zabawę! Jest to nauka zupełnie inna niż ta w tradycyjnej szkole. Tam niestety rzadko uczymy się muzyki, a zdecydowanie częściej uczymy się o muzyce. Po co dziecko ma się uczyć nut na pamięć, skoro nie umie ich zaśpiewać? Rysować klucze wiolinowe, skoro nie umie jeszcze nut przeczytać? Poznawać definicje skal, chociaż nie potrafi ich rozpoznać? A gdy już to wszystko wykuje na blaszkę, dostaje do ręki flet i musi się wyuczyć piosenki, choć jego umiejętności muzyczne są do tego zadania zazwyczaj jeszcze niewystarczające, więc w najlepszym przypadku będzie jedynie imitować. Wszystko to się dzieje bez zrozumienia dla muzyki. Dziecko jej nie czuje i z taką edukacją nie będzie jej czuć w przyszłości, a nasze społeczeństwo pozostanie niemuzykalne, bo rodzice nie będą potrafili przekazać umiejętności, których sami nie posiadają.

 

Naukę muzyki można porównać do nauki języka. Jak to wygląda w praktyce? Maluch przez około rok praktycznie tylko słucha: rodziców, rodzeństwa, ludzi podczas spacerów, rozmów opiekunek w żłobku, pani w sklepie, ludzi na przystanku… Słowa otaczają go zewsząd. Mniej więcej około roku maluch zaczyna podejmować próby porozumiewania się głosowego w postaci najprostszych sylab „ma, ma, ma”, „da, da, da”… Później pojawiają się pierwsze słowa. Zasób słów dziecka stopniowo się zwiększa, a po znacznie dłuższym czasie potrafi ono budować zdania. Najpierw proste, później złożone. Wciąż bardzo dużo słucha – to jest bardzo ważne i zaczyna z czasem coraz więcej mówić. Wówczas zaczyna uczyć się czytać. Poznaje literki, sylaby lub całe wyrazy. Wkrótce potrafi przeczytać pierwszy tekst. Zaczyna również uczyć się pisać. Literka po literce. Zwróćmy uwagę, że to ma miejsce „ustawowo” w wieku 6-7 lat. Cały proces nauki języka – mowy trwa bardzo długie lata od momentu narodzin. I dopiero na samym końcu tego wszystkiego wkracza sama teoria. Gramatyka, składnia… Gdy umiemy już płynnie mówić, pisać i czytać, zaczynamy się uczyć, jakie prawa rządzą światem słów. Dowiadujemy się ciekawostek z historii języka. Uczymy się teorii na samym końcu, kiedy już biegle operujemy umiejętnościami w zakresie słuchowo – głosowym. Dlaczego więc z muzyką robimy inaczej, choć udowodnione jest, że dzieci uczą się jej dokładnie tak samo jak uczą się języka?

 

Nie można przyjść do szkoły na lekcję zwaną „muzyka”, uzbrojonym w zeszyt do nut i ołówek. Zacząć od pisania i czytania nut, teorii muzyki i żywotów wielkich mistrzów. Nie można wymagać od dzieci, że nauczą się piosenki i zaczną ją śpiewać przed całą klasą, skoro nikt wcześniej nie powiedział ani nie pokazał im, jak mogą to zrobić. Nie można bowiem inaczej nauczyć dzieci muzyki niż przez śpiew. Dzieci muszą usłyszeć wiele osób mówiących, żeby zaczęły mówić, tak samo jak muszą usłyszeć wiele osób śpiewających, żeby zacząć śpiewać.

 

A co ze szkołami muzycznymi? Katarzyna Szymko-Kawalec przeszła wszystkie szczeble edukacji muzycznej w Polsce i uczyła również dzieci w państwowej szkole muzycznej II stopnia. – Jest wciąż bardzo dużo do zrobienia w szkołach muzycznych. Obecny system jest już mocno przestarzały i choć nasze szkoły muzyczne wciąż kształcą bardzo dobrych muzyków, naprawdę wiele rzeczy można by było z uczniami zrobić w sposób łatwiejszy i przyjemniejszy – opowiada Katarzyna Szymko-Kawalec. – Wielu uczniów zniechęca się ilością teorii i rezygnuje z nauki. Największym problemem naszych szkół jest jednak moim zdaniem to, że ogromne umiejętności techniczne uczniów nie idą w parze z umiejętnością wykorzystania ich podczas spontanicznej zabawy. Poprosiłam kiedyś uczniów, żebyśmy pobawili się muzycznie. I okazało się, że dzieci uczące się od dziesięciu lat gry na instrumencie, miały duże problemy, żeby cokolwiek zaimprowizować, pobawić się „muzycznie”, czerpać przyjemność ze zdobytych już umiejętności. Na co im ta techniczna wiedza i lata poświęcone ćwiczeniu i godziny spędzone na zajęciach teoretycznych, skoro po skończeniu szkoły, kiedy nie ma już egzaminów i materiału, którego trzeba się wyuczyć, nie potrafią jej wykorzystać?

 

 

Muzykę trzeba czuć!

 

I to całym ciałem. – Ciało to nasz podstawowy instrument – mówi Katarzyna Szymko-Kawalec. Dlatego właśnie w Muzazie maluchy nie siedzą sztywno w ławkach, tylko biegają po całej sali. Albo leżą wsłuchane w melodie. Albo kołyszą się w rytm.

 

Mówimy o rozwijających się zdolnościach muzycznych dzieci do dziewiątego roku ich życia, a pierwsze trzy lata życia dziecka są najbardziej kluczowe w edukacji muzycznej. Do tego czasu szczególnie warto z dziećmi pracować, a wszystko po to, by te zdolności utrzymać na wysokim poziomie. Po dziewiątym roku życia zdolności muzyczne się stabilizują i możemy jedynie pracować nad umiejętnościami muzycznymi – dodaje założycielka Muzazy.

 

Większość osób – niezwiązanych z muzyką – twierdzi, że ma bardzo słabe zdolności muzyczne. Tymczasem zostało to przebadane. Aż dwie trzecie z nas, czyli przeważająca większość, ma zdolności muzyczne na poziomie średnim. Tylko jedna szósta ma je na niskim poziomie, podobnie jak jedna szósta – na wysokim. To są dane statystyczne. W podobny sposób rozkładają się wszystkie inne umiejętności w społeczeństwie np. matematyczne. Umiejętności muzyczne (które są „wyuczalne”, w przeciwieństwie do zdolności) można zdobywać przy każdym poziomie zdolności, co oznacza, że nawet jeśli jesteśmy w tej mniejszości mającej niskie zdolności muzyczne, to i tak możemy nauczyć się grać na dzwonkach, gitarze czy skrzypcach. Śpiewać w chórze, grać w orkiestrze. – Jak się okazuje, ogromna większość dorosłych żałuje, że nigdy nie nauczyła się grać na żadnym instrumencie. Jeśli byśmy byli świadomi, że każdy z nas przy właściwej edukacji może nabyć podstawowych umiejętności muzycznych i móc czerpać z muzykowania przyjemność, czy jest ktoś, kto świadomie nie chciałby z tego skorzystać? – pyta pani Kasia.

 

Teoria Edwina E. Gordona

 

Muzyk jazzowy i psycholog muzyki, profesor Edwin E. Gordon, stworzył teorię uczenia się muzyki, popartą badaniami empirycznymi. Według niego to, czego dziecko nauczy się podczas pierwszych pięciu lat życia, stworzy mu podstawę dla całej późniejszej edukacji, a im wcześniej dziecko uzyska tę podstawę, tym więcej skorzysta z późniejszej edukacji.

 

Przy edukacji muzycznej profesor Gordon mówi o trzech fazach: akulturacji (od narodzin do 2-4 roku życia, gdy dziecko ma niewielką jeszcze świadomość otoczenia), imitacji (od 2-4 do 3-5 roku życia, gdy dziecko angażuje się ze świadomością skierowaną przede wszystkim na otoczenie) oraz asymilacji (od 3-5 do 4-6 roku życia, gdy dziecko angażuje się ze świadomością skierowaną na siebie). W praktyce wygląda to tak, że w pierwszej fazie noworodek czy niemowlak najpierw słucha i słuchowo gromadzi dźwięki z muzyki z otoczenia. Wkrótce zaczyna poruszać się i „paplać” w odpowiedzi, lecz jeszcze nieadekwatnie do muzycznych dźwięków środowiska. Z czasem dziecko stara się odnieść ruch i tę swoją paplaninę do dźwięków. W drugiej fazie dochodzi do pozbywania się egocentryzmu i dziecko rozpoznaje, że ruchy i paplanina nie pasują do muzyki z otoczenia, a następnie do „przełamania kodu”: dziecko naśladuje z pewną dokładnością dźwięki muzyki z otoczenia, zwłaszcza motywy tonalne i rytmiczne. W trzeciej fazie kilkulatek dochodzi do samoobserwacji, czyli widzi brak koordynacji pomiędzy śpiewem a oddychaniem i pomiędzy śpiewnym recytowaniem a ruchem mięśni i oddychaniem. I wreszcie nastaje koordynacja – kiedy to dziecko koordynuje śpiewanie i recytowanie z oddychaniem i ruchem. I tak naprawdę dopiero na tym etapie dziecko jest gotowe do podjęcia nauki gry na instrumencie. W przeciwnym razie będzie tylko odtwarzać i imitować, a nie myśleć w sposób muzyczny.

 

Właśnie według teorii uczenia się muzyki prof. Eliasa Edwina Gordona (Music Learning Theory) prowadzone są zajęcia w Muzazie. Dom jest i powinien być podstawowym źródłem I do tego pani Kasia namawia rodziców: – Śpiewajmy do dzieci – mówi. – Nawet jeśli wydaje nam się, że robimy to nieczysto, to śpiewajmy. Większą szkodę zrobimy dziecku nie śpiewając w ogóle niż fałszując, a to, co będzie utracone w pierwszych latach życia dzieci, nie będzie już możliwe do odzyskania później.

 

Karolina O-M

 

Muzaza mieści się w Świdnicy na Dolnym Śląsku, przy ul. Kolejowej 8. Aktualności z życia szkoły możecie śledzić „lubiąc” konto na Facebooku: Muzaza.

 

3 komentarze do “Muzyka od małego – po co i jak umuzykalniać dzieci

  • 12 listopada 2017 o 15:48
    Permalink

    Świetna sprawa, podoba mi się takie podejscie do muzyki. A nie jak u nas w szkole – rysowanie nut, granie do re mi na flecie i pały za nienauczenie się tekstu piosenki

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *