Pamiętnik odchudzania 2017: Tydzień 6
Waga stanęła jak zaczarowana, tydzień minął, a tu nawet o 10 dkg mniej nie ma… Nie panikuję, bo wiem, że taka jest kolej rzeczy, ale nie powiem, aby taki wynik na wyświetlaczu motywował.
Dietę trzymam. Odżywiam się racjonalnie, zdrowo, nie napycham na maksa, ale też nie chodzę głodna. W tym tygodniu trochę bardziej pozwoliłam sobie na owoce, może to był błąd?
Trzymałam się jednak twardo na imieninach u siostry, nie skosztowałam nawet kawałeczka ciasta, chociaż oczy się szkliły na jego widok, a ślinianki pracowały jak najęte… Przełykałam więc ślinę i myślałam o moim uzależnieniu od słodyczy. Wiem, że gdybym pozwoliła sobie na kawałek, zaraz poczułabym się rozgrzeszona i sięgnęła po kolejny… Wiem. Dlatego muszę walczyć z sobą.
Na spotkaniu z dziewczynami ze stowarzyszenia też byłam dzielna i piłam tylko wodę. Żadnych słodkich drinków czy kalorycznych piw. Z dwóch starć wyszłam więc obronną ręką, a mimo to nie dostałam nagrody w postaci niższej wagi. Szkoda.
Muszę przyznać, że zaniedbałam się ćwiczeniowo. Pobiegałam tylko dwa razy, raz nieco ponad 3 km i raz ok. 7,5 km (tu nie biegłam cały czas oczywiście). Codziennie się zbierałam i nie mogłam zebrać. Muszę nad tym zbieraniem się jeszcze popracować 🙂
Pierwszy miesiąc odchudzania zakończyłam więc wynikiem -5,6 kg. Przy mojej masie wyjściowej jest to niewiele, ale to dobry wynik, jeśli weźmiemy pod uwagę powolne, zdrowe, dochodzenie do nowej wagi. Trzymajcie kciuki za moją silną wolę i spadki na wadze, które sprawiają, że nie tylko ciało, ale i moja dusza jest lżejsza 😉
KOM