Pamiętnik (nie)odchudzania 2018: Tydzień 16
Ostatni weekend to było istne szaleństwo. Wyjazd, konferencja, przepyszne jedzonko w hotelu – powinnam przytyć z osiem kilo.
poniedziałek, 16 kwietnia
Rano czekało mnie sporo pisania, po południu pojechałam do stolicy Dolnego Śląska. Skosztowałam surówki „Detox” i obiecałam sobie w głowie, że będę się warzywnie odżywiać.
wtorek, 17 kwietnia
Mężuś na drugiej zmianie, co oznacza, że nie trzeba gotować mięsnych obiadów 😉 Skleciłam więc coś w miarę zdrowego dla siebie i dzieci.
środa, 18 kwietnia
Rano wpadłam w szał pieczenia. Później wyruszyłam do Wałbrzycha, a gdy wróciłam, czekał mnie maraton z dziećmi: po Córcię do przedszkola, zawieźć ją na hiszpański, z Synusiem do logopedy… Sprzedałam dzieci na wieczór i poszłam na jogę. Było bosko!
czwartek, 19 kwietnia
Dzień zaczęłam na intensywnych ćwiczeniach Total Body Working. Oj będę jutro czuła mięśnie! A czeka mnie kilkugodzinna podróż autem i mega intensywny weekend… Później biegałam, załatwiałam przeróżne sprawy i tak do wieczora… Gdy tyle się dzieje, mniej jem, ale też zdarza się, że na szybko wybieram coś mało zdrowego.
piątek, 20 kwietnia
Wyjechaliśmy samochodem całą rodzinką do Poznania na Blog Conference. Na drogę upiekłam pszenne bułeczki. Po dotarciu do stolicy Wielkopolski poszliśmy na obiad do fast fooda (wstydzę się), po czym rozgościliśmy się w hotelu i poszliśmy na basen (relacja z pobytu w Poznaniu TUTAJ). Synek okazał się niezłym trenerem personalnym, bo postanowił powtarzać non stop następujący układ: wchodzę do niecki z gorącą wodą, wychodzę z basenu, biegnę do niecki z zimna wodą i wchodzę, wychodzę z basenu, biegnę do niecki z gorącą wodą… No, trening + hartowanie organizmu 😉 Późnym dosyć wieczorem poszłam sobie na bifora, czyli integracyjną imprezkę z blogerami, na której wypiłam dwa piwa.
sobota, 21 kwietnia
Wczesna pobudka, pisanina i wreszcie zejście na śniadanie do hotelowej restauracji. Kelner zachęcał do jedzenia „ile się zmieści”, a ja go trochę posłuchałam, bo przed oczami miałam widmo głodu podczas długich prelekcji. Głodu na konferencji nie było, bo o żołądki blogerów dbali sponsorzy. Najadłam się z dwóch. Albo i trzech. Na przykład zjadłam dwie pyry z gzikiem, bo Córeczka odmówiła chęci na ziemniaka (te dzieci to mają chyba niecny plan, żeby nas utuczyć). Wieczór znów na basenie, tym razem tylko z Córcią, bo Synek był wcześniej z Mężusiem (gdy ja pochłaniałam pyry z gzikiem), a więc już nie musiałam tak biegać i wskakiwać raz do zimnej, raz do gorącej wody.
niedziela, 22 kwietnia
Obudziliśmy się wcześnie i zeszliśmy na śniadanie, po którym ruszyliśmy do strefy Wellness i tam zażywaliśmy kąpieli, relaksu w grocie solnej z tężnią solankową i chłodu w jaskini lodowej. W południe już byliśmy na konferencji, poszłam na prelekcje i niestety skusiłam się na minibatoniki (coś ala snikersy) i energetyki… Bardzo, bardzo nieładnie. Na dodatek wzięłam to na drogę. Fuj! W przyszłym tygodniu muszę chyba zrobić jakiś detoks.
KOM
***
Zobacz pozostałe Pamiętniki (nie)odchudzania 2018:
* Tydzień 1
* Tydzień 2
* Tydzień 3
* Tydzień 4
* Tydzień 5
* Tydzień 6
* Tydzień 7
* Tydzień 8
* Tydzień 9
* Tydzień 10
* Tydzień 11
* Tydzień 12
* Tydzień 13
* Tydzień 14
* Tydzień 15
* Tydzień 16
* Tydzień 17
Trzymam kciuki!